sobota, 1 września 2012

Siedziała przy oknie z kubkiem gorącej herbaty. 5 rano. Sobota. Pierwszy dzień jej ulubionego miesiąca. Obserwowała jesień, to, jak po cichu wkrada się między drzewa. Jak zaplata drobne sieci pajęczyn. Jak inaczej wschodzi słońce. Kochała zapach jesiennego powietrza przesiąkniętego tymi mokrymi pajęczynami, zwłaszcza wieczorem. Chciała śmiało stwierdzić, że ten zapach ją podnieca. Od jakiegoś czasu stopniowo wpadała w melancholię. Typową jesienną melancholię. Taką, która pozwala spędzać długie godziny na obserwacji spadających liści. Wprawdzie drzewa dopiero zaczęły powoli zmieniać kolor i liście jeszcze w większości były na swoim miejscu, ale ona oczami wyobraźni była już o krok dalej. Marzyła o wyjściu na grzyby. Uwielbiała grzybobranie. Wiele osób było zaskoczonych jej znajomością poszczególnych gatunków grzybów a także jej umiejętnością odpowiedniego ich przyrządzania. Jej słynna jajecznica z kurkami mogła śmiało walczyć o kulinarnego Oscara. I chętnie spakowałaby się i pojechała na wieś do rodziców, ale dzisiaj nie mogła. 
Obserwowała jego spokój na tle jej satynowej pościeli. Głęboki wdech i długi wydech. Pamiątka z wakacji. Musiała wyjechać na drugi koniec Polski by go tam znaleźć. A on wcale daleko się nie ukrywał. Gdy podczas ich pierwszej niekończącej się rozmowy dowiedziała się, że pochodzi z sąsiedniego miasta, nie potrafiła ukryć radości. Oboje mieli za sobą trudną i bolesną przeszłość. I to była jedyna rzecz, którą mieli wspólną...
Nigdy nie potrafiła tak się czuć, jak tego ranka - chociaż bardzo tego pragnęła od dłuższego czasu. Udało jej się to z nim. Wiele rzeczy już jej się udało. Udało jej się siebie naprawić. Nie wiedziała tylko, co teraz robi. Była między nimi umowa - żadnych deklaracji. Bo deklaracje potrafią niszczyć. I nawet na początku jej to odpowiadało. Nie musiała się nad niczym zastanawiać. Cieszyła się każdym spotkaniem, każdą rozmową. Ale wraz ze zwiększeniem się częstotliwości ich spotkań w jej głowie zaczęły pojawiać się dziwne myśli. Nie chciała niczego zepsuć, zastanawiała się tylko, jak długo takie "coś" może trwać? Miesiąc, 3 miesiące, pół roku? Zaczynała się bać emocjonalnego zaangażowania, bo tego bardzo nie chciała. Żadne zaangażowanie nie mogło się nawet zacząć. Znowu się zacznie walka serca z rozumem...
Zdąży jeszcze spalić papierosa. I wróci do niego. A po wszystkim zjedzą razem śniadanie...

"Bo jesień to duma i spokój. Jesień to pomnik przemijania, fotografia nietrwałości. Bursztynowe zaklęcie – czasu w nieskończoność, rozdygotania w bezruch." - Sylwia Kubryńska

2 komentarze:

  1. Pamietasz była jesień mały hotel "Pod różami",pokój numer 8.
    Staruszek portier z uśmiechem dawał klucz.
    Na schodach niecierpliwie całowałeś po kryjomu moje włosy...
    czy więcej złotych liści było czy Twych pieszczot miły dzisiaj nie wiem juz.
    Odszedłeś potem nagle,drzwi otwarte
    liść powiewem wiatru padł mi do nóg.
    I wtedy zrozumiałam to się kończy,
    pożegnania czas już przekroczyć próg.
    Pamiętasz była jesień pokój numer 8,
    korytarza mrok.
    Już nigdy nie zapomnę hoteliku
    "Pod różami"choć już minął rok.


    Kochany wróć do mnie,
    ja tęsknie za Tobą!
    I niech rozstania kochany
    nie dzielą nas już.
    Pociągi wstrzymać,
    niech nigdy już listonosz
    złych listów nie przynosi.
    Pod hotelik róż...

    Odszedłeś potem nagle,drzwi otwarte
    liść powiewem wiatru padł mi do nóg.
    I wtedy zrozumiałam to się kończy,
    pożegnania czas już przekroczyć próg.
    Pamiętasz była jesień pokój numer 8,
    korytarza mrok.
    Już nigdy nie zapomnę hoteliku
    "Pod różami"choć już minął rok...

    OdpowiedzUsuń
  2. podziwiam Cie za tak wspaniałe notki ;) świetny blog!

    Pozdrawiam i zapraszam do wzięcia udziału w konkursie na moim blogu! ;))

    OdpowiedzUsuń