sobota, 21 lipca 2012

Kocia mordka

Obudził ją potworny ból głowy. Już zapomniała o tym, jak olbrzymi wpływ ma na nią to, co dzieje się za oknem. Niech ktoś przyniesie mi kawę... Kto? Eh. No tak. Sama musi sobie tę kawę przynieść. Powoli wstała z łóżka. Aromat świeżo mielonej porannej używki zaczął ją doprowadzać do stanu używalności.
W każdym oknie to samo - przytłaczająca szarość. Zaczęła się zastanawiać, w jaki sposób zmienić ten "pejzaż". Kto stworzył tak okropny kolor? Przecież aż oczy bolą, gdy się na niego patrzy. Delektując się każdym kolejnym łykiem małej czarnej stwierdziła, że musi zlikwidować szarość. Najpierw wyeliminuje ją ze swego życia. To było najprostsze. Ostatnio pomalowała ściany sypialni. Teraz zasypia i budzi się w objęciach słonecznej pomarańczy. Polubiła ten kolor całkiem przypadkiem. Przypomina jej malutką lampkę, dającą bardzo ciepłe światło. I bardzo ciepłe wspomnienia. Nawet w szafie zaczął dominować ten kolor. Paznokcie zawsze maluje na kolor swojego szczęścia. Rzadko kolory się powtarzają. Bo i szczęście nie zawsze ma ten sam kolor. Ramy okien dostaną kolor nieba - będzie miała niebo na ziemi. A słońce nosi w sercu i na twarzy.
Zrobiło się piękniej. Ale ciągle czegoś brakowało w tym jej raju. Żadna przyjemność oddychać i nie móc się z nikim dzielić powietrzem. Wyszła z mieszkania, przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyła szukać kogoś dla siebie. Jadąc ciągle się zastanawiała, kto najbardziej będzie do niej pasował. Z kim najszybciej odnajdzie wspólny język. Gdy dojechała na miejsce wiedziała, czego szukać. Ale nawet długo szukać nie musiała. Wysiadając o mały włos nie zrobiłaby mu krzywdy. A wtedy nie mogłaby sobie tego wybaczyć. Zakochała się w tych małych czarnych oczkach. I to była miłość od pierwszego wejrzenia. Wzajemna. Wzięła go w swoje ramiona. Mruczenie, jakie usłyszała, było w stanie wywołać łzy. Tak bardzo jej brakowało innego życia obok. Nawet takiego malutkiego, bezbronnego, chodzącego własnymi ścieżkami, ale zawsze wracającego do jej ramion.
Już Cię nie wypuszczę, nie pozwolę Ci odejść... Ale myślę, że nie będziesz chciał mnie zostawić...

czwartek, 19 lipca 2012



Jeśli coś było na tyle ważne, że nie możesz o tym zapomnieć - wiedz, że musi to do Ciebie wrócić. Może w innej osobie, innym miejscu i o innym czasie. Ale wróci...

czwartek, 12 lipca 2012

Wyznaj sobie miłość...

Przyjmuję siebie... taką, jaka jestem. Kocham siebie... taką, jaka jestem. Przebaczam sobie...
Gdy ostatnio chciało jej się płakać, podniosła wysoko głowę i nie pozwoliła łzom lecieć. Od tego dnia już nigdy nie spojrzała w dół. Nie spojrzała wstecz. Teraz liczyło się tylko to, co przed nią. I była tym podekscytowana. 
Zaczęła rozdawać swoje uśmiechy. Nie tylko bliskim osobom. Zauważyła, że taki uśmiech ma dziwną siłę w sobie. Wraca on później do człowieka i sprawia, że rosną skrzydła. Czuje, że może latać. Tak niewiele trzeba, by żyć. 
Już wie, że warto walczyć o każdy okruch szczęścia. O każdy promyk miłości, o każdą odrobinę przyjaźni. Bo warto walczyć o rzeczy nawet tak malutkie. A i ta walka nie jest wcale taka trudna. Nie zabiera sił. Dodaje ich jeszcze więcej.