sobota, 21 lipca 2012

Kocia mordka

Obudził ją potworny ból głowy. Już zapomniała o tym, jak olbrzymi wpływ ma na nią to, co dzieje się za oknem. Niech ktoś przyniesie mi kawę... Kto? Eh. No tak. Sama musi sobie tę kawę przynieść. Powoli wstała z łóżka. Aromat świeżo mielonej porannej używki zaczął ją doprowadzać do stanu używalności.
W każdym oknie to samo - przytłaczająca szarość. Zaczęła się zastanawiać, w jaki sposób zmienić ten "pejzaż". Kto stworzył tak okropny kolor? Przecież aż oczy bolą, gdy się na niego patrzy. Delektując się każdym kolejnym łykiem małej czarnej stwierdziła, że musi zlikwidować szarość. Najpierw wyeliminuje ją ze swego życia. To było najprostsze. Ostatnio pomalowała ściany sypialni. Teraz zasypia i budzi się w objęciach słonecznej pomarańczy. Polubiła ten kolor całkiem przypadkiem. Przypomina jej malutką lampkę, dającą bardzo ciepłe światło. I bardzo ciepłe wspomnienia. Nawet w szafie zaczął dominować ten kolor. Paznokcie zawsze maluje na kolor swojego szczęścia. Rzadko kolory się powtarzają. Bo i szczęście nie zawsze ma ten sam kolor. Ramy okien dostaną kolor nieba - będzie miała niebo na ziemi. A słońce nosi w sercu i na twarzy.
Zrobiło się piękniej. Ale ciągle czegoś brakowało w tym jej raju. Żadna przyjemność oddychać i nie móc się z nikim dzielić powietrzem. Wyszła z mieszkania, przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyła szukać kogoś dla siebie. Jadąc ciągle się zastanawiała, kto najbardziej będzie do niej pasował. Z kim najszybciej odnajdzie wspólny język. Gdy dojechała na miejsce wiedziała, czego szukać. Ale nawet długo szukać nie musiała. Wysiadając o mały włos nie zrobiłaby mu krzywdy. A wtedy nie mogłaby sobie tego wybaczyć. Zakochała się w tych małych czarnych oczkach. I to była miłość od pierwszego wejrzenia. Wzajemna. Wzięła go w swoje ramiona. Mruczenie, jakie usłyszała, było w stanie wywołać łzy. Tak bardzo jej brakowało innego życia obok. Nawet takiego malutkiego, bezbronnego, chodzącego własnymi ścieżkami, ale zawsze wracającego do jej ramion.
Już Cię nie wypuszczę, nie pozwolę Ci odejść... Ale myślę, że nie będziesz chciał mnie zostawić...

22 komentarze:

  1. Poranna kawa. Coś co dla jednych jest świętością dla niego samego to katorga. Jak można pić coś o tak dziwnych właściwościach? Przecież to zaburza rytm zdrowego funkcjonowania. Wie o czym mówi. Od dwóch lat intensywnie dba o siebie. Szósty dzień tygodnia to jest to co lubi. Śniadanie niskokaloryczne, sok pomarańczowy. Poranny prysznic. Na fotelu od wczorajszego wieczoru ma przygotowany ulubiony strój sportowy. Czarna koszulka i spodenki. Jasne buty. Tak ubrany wychodzi na osiedle. Widok parkingu zapełnionego samochodami wywołuje u niego strapienie. Jak tak można? Sam korzysta z komunikacji miejskiej. Promienie ciągle wschodzącego słońca oświetlają jego twarz. I biega. Zawsze ponad godzinę. Popołudniem siłownia, obiad "na parze". To jest jego dzień. A nie to co dzisiaj. Ma mnóstwo pracy. Znów projekty, znów obliczenia w arkuszu kalkulacyjnym. Ta kawa go ratuje. Bez niej nie dałby rady. Dzwonek do drzwi. Znów sąsiadka poprosi jak co wtorek o szklankę cukru. Podchodząc do szafki spojrzy na ulicę i ujrzy coś dla niego okropnego. Jakaś piękna kobieta zatrzymując się na środku drogi wzięła do samochodu jego małego kota. Jego jedynego przyjaciela...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każda miłość jest łatwa. I ta łatwa nie była. Jej małe cudo o węglowych oczach wydawało się nieszczęśliwe. Rozumiała, że potrzebuje czasu, żeby się odnaleźć. Ale dni mijały a ich relacje niewiele się zmieniły. Ona dawała mu swe serce na dłoni ale on odwracał się, kładł się na kanapie i udawał, że śpi. Widziała smutek w jego oczach. Dokładnie taki, jak jeszcze niedawno dostrzegała w swoich. Wyszła na spacer, dając mu trochę od siebie odetchnąć. Szukając telefonu w torebce cudem uniknęła starcia z latarnią. To, co zobaczyła, przez chwilę zatrzymało jej oddech. Ogłoszenie. "Zaginął kot. Mój prawdziwy przyjaciel. Nie mam się do kogo odezwać. Samotność to nie jest łatwa sprawa. Jeśli przez przypadek on znalazł się u Ciebie, bardzo proszę - dbaj o niego. Ale jeśli będzie tęsknił..." I znajome czarne węgielki. Wystukała numer na swoim telefonie...

      Usuń
  2. Wielki żal ogarnął jego serce po stracie najbliższego mu przyjaciela. Chociaż po prawdzie z początku był do niego nieufny. Chciał psa. Dużego najlepiej rasowego i o maści czarnej jak nocne ulice najgorszej z dzielnic Rio. Sądził, że właśnie taki pies byłby pełnym odzwierciedleniem jego charakteru. W jakim tkwił błędnym przekonaniu dowiedział się z czasem. Najpierw cena. Za takiego psa taka kwota? Jednak męskie ego mówiło mu, płać, nie żałuj będziesz Panem i władcą świata! Zdecydował się nawet. Wsiadł w samochód i prosto z hodowli pojechał do domu po gotówkę. Wychodząc z mieszkania zaczepiła go wyżej przytoczona sąsiadka, na marginesie dodajmy że to kobieta o gołębim sercu, codziennie składająca kwiaty na grobie swego ś.p. męża - wojskowego. Kochany mój - tak mu mówi- u mojej jedynej córki zrobiła się "nadwyżka" kociątek. Jej kotka powiła właśnie cztery małe kocięta. Troje z nich obiecała już koleżankom z pracy lecz zostało jej takie jedno najmniejsze, mam go w opiece. Pan jesteś taki dobry i kochany, przygarniesz Pan tego kotka? Ja jestem chorowita kobieta za tydzień wybieram się do sanatorium, proszę zaopiekuj się Pan nim.
    Jego dobre serce jak zwykle wzięło górę nad wartościami i emocjami. Znów czas pokazał jakże piękny i wspaniały był to przypadek. A może nie przypadek? Może to było przeznaczenie? Dni mijały szybko, a pochłonięty pracą i opieką nad kotkiem dojrzał w tym zwierzęciu to kim naprawdę jest. Nie był bowiem człowiekiem lubiącym proste siłowe rozwiązania jak ten wymarzony pies. Był jak ten kot. Lubiący leniuchować, coś popsuć, podrapać. Chodził własnymi drogami wbrew powszechnie panującym obyczajom. Dzień spędzał różnie, czasem został po pracy, czasem wiedziony zapachem kuchni włoskiej odkrywał bogactwo smaku potrawy zaserwowanej mu w ulubionej włoskiej restauracji. Zawsze obok niego stał kieliszek różowego martini. Ostatnio na przykład maestro Luigi przygotował pastę z owocami morza. Ogólnie nie lubił owoców morza, ale w tej potrawie było wszystko. Szczypta fantazji Luigiego, odrobinka miłości do ziół i przypraw i ten dodatek, to coś, ten detal który nadaje całości tak wyrafinowanego smaku. Czerwony jak Wezuwiuszowska lawa, gorący jak marokańskie pustynie w samym środku lata i co najważniejsze ostry, ba piekący smak jak ukąszenie moskita w samym sercu amazońskiej dżungli. Tak to właśnie to - pomyślał - to jest ten smak. Zjadł, zostawił napiwek i wrócił do domu. Do książki. Właśnie książką i muzyka wraz z kotem byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Rodziców odwiedzał jak tylko mu czas pozwalał, lecz 400 kilometrów w tym kraju stanowiło pewną barierę. Oh jak gdyby to były Stany Zjednoczone. I tak od kilkunastu lat noc w noc zawsze w domu. Imprezy to nie dla niego. On jest przecież nie zodiakalnym bykiem a właśnie kotem.
    W ten dzień gdy owa nieznajoma zabrała mu jego przyjaciela, od razu ruszył do poszukiwań. Nie zdążył spisać numerów wozu, a że to popularny model jeżdżą go w tym mieście tysiące. Poruszał się komunikacją miejską. Jego błędem było to, że kupił sobie smartfona. Jak on żałował, że to cholerstwo tak mocno czerpie baterię. Rozwiesił kartki na mieście. Był obok popularnego centrum handlowego,gdy telefon wibrowaniem oznajmił że dłużej współpracował z nim nie będzie. O tej porze autobusy kursują rzadziej. Usiadł zmęczony na przystanku z nadzieją że jak wróci późno do domu ktoś być może ta nieznajoma odezwie się w sprawie jego najlepszego przyjaciela.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Wzywany abonent jest w tym momencie nieosiągalny" - usłyszała po wybraniu podanego numeru. Trudno, spróbuje później. Nagle w jej głowie pojawiła się myśl - Porwałam czyjegoś kota? To niemożliwe, przecież takie małe kotki nie powinny wychodzić na tak ruchliwe osiedle. Jeżdżąc do pracy codziennie zatrzymywała się na tej ulicy, by kupić swoje ulubione latte. Jak można być tak nieodpowiedzialnym? Skoro ktoś zdecydował się opiekować tak niewinnym i bezbronnym stworzeniem, powinien naprawdę się poświęcić. Być może właśnie ona uratowała życie temu maleństwu? Napisała więc krótkiego smsa - "W sprawie ogłoszenia. Proszę o kontakt. C." Chociaż ciągle miała wątpliwości. Przecież nie była pewna, że chodzi AKURAT o JEJ kota.
    Już myślała, że teraz na każdym zjeździe rodzinnym będzie pojawiała się z kotem. Żeby życzliwym ciotkom nie zabrakło tematów do rozmów. Rozmów o niej. O tym, jaka to śliczna i mądra, i ustatkowana, i z dobrą pracą. I CIĄGLE sama. Ale wtedy pokazałaby im, że przecież sama nie jest. Już nie żyje w pojedynkę. Nawet ma z kim porozmawiać. Lepsza rozmowa z kotem niż z orchideą. Tak jej się przynajmniej wydaje.
    Po dostarczeniu do organizmu odpowiedniej ilości tlenu i naładowaniu wewnętrznych akumulatorów energią słoneczną postanowiła wrócić. Przypomniało jej się, że czeka na nią jeszcze kilka pism do napisania, i wciąż pamiętała słowa prezesa, o tym, że projekt ma być gotowy na poniedziałek i nie może już sobie pozwolić na najmniejsze błędy. Wchodząc do salonu torebka wypadła jej z rąk. Jej laptop tonął w ziemi ze storczyka wymieszanej z niedopitą z rana kawą. Papiery, które miała przygotowane wraz z całą dokumentacją do oddania prezesowi wyglądały jak resztki wyjęte z niszczarki do papieru. I jeszcze ta zasłona, która teraz zaczęła pełnić funkcję dywanu... Łzy napłynęły jej do oczu. Usiadła w fotelu. Nie, nie usiadła, tylko osunęła się na niego. Swoją drogą, dobrze, że był w pobliżu. Zamknęła oczy i próbowała nie wybuchnąć płaczem. Nagle poczuła, jak coś stara się usadowić na jej kolanach. Wzięła sprawcę w swoje ręce. "Tobie też jest ze mną źle? Aż tak bardzo jestem beznadziejna, że nawet Ty masz mnie dość i mścisz się w ten sposób? Przecież ja się tak bardzo staram... Przepraszam, że Cię zabrałam." I widok tych małych czarnych ślepek wpatrujących się w jej niebieskie oczy sprawił, że jej serce się roztopiło. Te węgielki zdawały się mówić: "Przepraszam, ja się tylko troszkę nudziłem..."

    OdpowiedzUsuń
  4. Zmęczony, głodny i wkurzony na współczesne korporacje - specjalnie robią takie telefony, ani to praktyczne ani łatwe w obsłudze - znów przemówił przez niego zodiakalny patron. Ściągnął buty. Na siłę. Wie, że tak się szybciej niszczą, ale był zbyt wkurzony żeby je rozsznurowywać. Chwiejnym krokiem jakby przebiegł właśnie nowojorski maraton udał się wprost do łazienki. Rok temu jego ekscentryzm kazał zamontować właśnie w tym miejscu obok oszczędniejszego prysznica dużą emaliowaną wannę w przedwojennym stylu. Właśnie do niej na samo dno wlał kilka kropel płynu do kąpieli i odkręcił kurek z gorącą wodą. Para szybko i równomiernie wypełniła całe pomieszczenie. Wentylator pracujący w lewym górnym rogu tuż nad ogromnym lustrem okazał się zbyt mało wydajny by móc sukcesywnie i efektywnie odprowadzić ten stan skupienia wody. W taki oto sposób znów poczuł się jakby spacerował wieczorami po mglistych zaułkach Londynu, gdy to ze swojego mieszkania przy Tamizie wychodził do najbliższej stacji metra by po pół godzinie jazdy znów móc obserwować nocny wygląd Tower Bridge. Gorąca kąpiel dobrze mi zrobi. Jutro ważna narada w firmie i może być właśnie podwyższona temperatura. Włączył zatem w pokoju swój sprzęt grający, w szafce znalazł ulubioną płytę Beatelsów - Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band. Tytuł tego krążka zmuszał go zawsze do refleksji. Od dziecka miał fart do różnych konkursów i quizów. W miłości jednak szczęścia nie miał. Może decydowała o tym jego wrodzona nieśmiałość do kobiet? A może fakt, że mógł tej swojej drugiej połówce dać tylko siebie. Nie wyglądał nigdy jak portugalski model z okładki GQ. OD zawsze był sobą, prostym człowiekiem potrzebującym wsparcia. Ciężką pracą i sukcesywną nauką trwającą ponad 17 lat doszedł do swojej pozycji zawodowej. Jednak miłość nie dawała mu spokoju. Dlaczego się nie udaje? Co robię nie tak? W pewnym momencie dał sobie spokój. Co ma być to będzie powtarzał. Rozmawiał z orchideami. A odkąd kotek trafił pod jego opiekę wieczorne pogaduchy prowadził tylko z nim. Nigdy nie nazwał go. Nie miał potrzeby. Właśnie kotek! Wyskoczył z wanny jak Archimedes łapiąc po drodze jasnokremowy ręcznik o zapachu leśnym tak jak pisało na płynie do płukania. Owinął biodra i podłączył telefon do ładowarki. Chwila oczekiwania i jego niebieskim źrenicom ukazał się tekst wiadomości: "W sprawie ogłoszenia. Proszę o kontakt. C." Spojrzał na zegarek. Wskazówki oznajmiały mu jednoznacznie, że owa pora jest zbyt późna na rozmowę. Nawet jeśli chodzi o jego najlepszego przyjaciela. W głębi duszy wiedział bowiem, że w rękach które go zabrały jest bezpieczny. To jego niedopilnowanie sprawiło, że zwierzak znalazł się na drodze. To wyłącznie jego wina i bardzo chciałby to naprawić....

    OdpowiedzUsuń
  5. Doprowadziła laptop do porządku. Na szczęście wystarczyło go dokładnie wyczyścić. Nie żałowała Orchis morio - to był prezent od niego. Ostatnia pamiątka. Nie chciała go wyrzucać, bo wtedy jej konwersacje odbywałyby się pewnie z mikrofalówką albo ekspresem do kawy. Nie podobał jej się ten gatunek. Jeszcze ta nazwa "storczyk samczy"! Władztwo przemawia nawet przez delikatny kwiat. Jutro odwiedzi kwiaciarnię i wybierze sobie coś z bardziej kobiecą nazwą. Kto ją lepiej zrozumie niż osobnik rodzaju żeńskiego?
    Jej maleństwo odpoczywało na kanapie. Dzień pełen wrażeń. Nie mogła przeboleć tych dokumentów. Cały miesiąc pracy. Teraz wystarczyło wprawdzie przepisać. Nie musi już tworzyć nic nowego. Może jeszcze wprowadzi jakieś korekty, coś ulepszy. Mimo wszystko czekała ją ciężka noc, spędzona przed ekranem komputera. Jej oczy słabo to znosiły. Wybrała sobie okulary, ale czuła się w nich nieswojo. Miała wrażenie, że stanowią przeszkodę w dokładnym oglądaniu świata. Lecz w zaciszu mieszkania, gdzie "świat" znała aż nazbyt dobrze, pozwalała na to, by okulary zdobiły jej twarz.
    Poczuła głód. Ostatnio rzadko bywała głodna. Nie lubiła tracić czasu na przygotowywanie posiłków, skoro przygotować miała je tylko dla siebie. Nie czuła żadnej satysfakcji. Zawsze coś zamawiała przez telefon albo wracając z pracy zatrzymywała się w różnych knajpkach i tam prosiła o specjalność zakładu. Lubiła eksperymentować, poznawać nowe smaki. Nie przywiązywała się do jednego rodzaju kuchni. Nie mogła też powiedzieć, która kuchnia jest jej ulubioną. Otworzyła lodówkę i mile siebie zaskoczyła. Przypomniała sobie, że przecież nie tak dawno miała ochotę na sałatkę grecką. Wiedziała, że potrafi ją robić wyśmienicie. Pomyślała jeszcze o winie. Była zdecydowanym winoholikiem. Znalazła białego Rieslinga przywiezionego z wycieczki do Austrii. Zawsze z podróży przywoziła pamiątki i starała się, aby było to coś, co można dostać tylko w tym określonym miejscu na ziemi. Lubiła też rękodzieła. Ręcznie robione torebki czy biżuterię. Wprawdzie rzadko zakłada coś z tych błyskotek, bo nie mogła tego skomponować ze strojem, ale ilekroć patrzy na takie kolczyki czy pierścionek przypomina sobie okoliczności zakupu.
    Nalała lampkę wina, wzięła sałatkę, z czerstwej bagietki szybko zrobiła "pieczywo czosnkowe" i udała się do łazienki. Łazienka była, zaraz po sypialni, jej ulubionym miejscem. Wśród wrzosowych płytek, z delikatnymi elementami grafitu, pozapalała świeczki. Zapach wanilii i wiśni szybko wypełnił sporą przestrzeń. Rozłożyła się w wannie wypełnionej wodą i waniliowym płynem. Już brała się za konsumpcję sałatki, gdy poczuła, że brakuje jej jeszcze muzyki. Nie zwróciła uwagi, że panuje cisza. Cisza ją przerażała. Wyszła z wanny, założyła satynowy szlafrok i wróciła do salonu. Stanęła przed zgromadzoną dyskografią. Na co miała dzisiaj ochotę? Adele. Tak. Ona i jej ballady. I mimo tego, że radio już do cna zajechało "Someone like you" ona potrzebowała teraz Adele. Potrzebowała jej głosu, by móc się nim otulić. Zanurzyła się w pianie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wino zaczynało jej szumieć w głowie. Przecież wypiła tylko lampkę gdy przygotowywała sałatkę. Teraz jest druga lampka. Nie może pić wina, bo wpada wtedy w sentymentalny nastrój. Wtedy bardziej brakuje jej męskich ramion. Nie. Nie potrzebuje męskich ramion. Świetnie sobie radzi sama. Co prawda, ostatnio myślała, że zwariuje, gdy nagle jej auto zaczęło się dziwnie zachowywać i oznajmiło, że temperatura jest za duża żeby jechać dalej. Nie chciała dzwonić po znajomych i zawracać im głowy. Jako zodiakalny Strzelec wyróżnia się przecież zmysłem praktycznym. W swoim życiu nie toleruje przeszkód, a przy ich pokonywaniu pomaga duża odwaga i optymizm. Optymizm był u niej akurat towarem deficytowym. Pokonywanie tej przeszkody skończyło się tym, że musiała pchać samochód przez skrzyżowanie na najbliższy parking i tam zostawić je na kilka dni. Zmuszona była na nowo zaprzyjaźnić się z komunikacją miejską. Jako kobieta Strzelec kocha swobodę, jest niezależna i zawsze taka pozostanie. Zawsze? Nie chce na zawsze... Skończyła swoje rozmyślania prowadzące donikąd. Owinęła się w satynę. Usiadła przed laptopem. Północ. Jeszcze jedna lampka Rieslinga. I zaczęła pracować…

    OdpowiedzUsuń
  7. Spojrzał w stronę swojego ukochanego sprzętu grającego. Nie był jakoś specjalnie zmęczony - gorąca kąpiel spowodowała orzeźwienie jego ciała i duszy - lecz z trudem na nim dojrzał cztery cyfry wskazujące godzinę. Spowodowane było to zapewne faktem, iż jasnoniebieski kolor wyświetlacza ciekłokrystalicznego oddalony był od niego na odległość ponad trzech metrów. Telefon ciągle podpięty do zasilania sieciowego milczał. Zero jeden dwukropek dwa pięć. Albo pięć dwa. Zupełnie stracił poczucie czasu. Zresztą stało się to dla niego po prostu nieważne. Znów będzie miał kłopoty ze snem. Jego organizm tak jak w świecie komputerowym ma swoje tryby i aktualizacje. Obecnie przełączył się na "tryb sowy". Wie że musi z tym walczyć. Nie może tak żyć bo skraca to życie, które "choć piękne tak kruche jest". Uzupełnianie takiego trybu pracy zdrowym żywieniem i joggingiem w pełni nie pomaga. Sądzi, że zgodnie z maksymą o przyciągających się przeciwieństwach uzupełni w ten sposób swój styl życia. Kilka przesłanek mówiło mu, że maksymy też mają swoje wyjątki. Najważniejsze to mieć zaufanie i dogadywać się. Sztuka kompromisu. Nawet w pracy szef czasem tak powie. Pewnie pod publikę. Jednak zgromadzone gremium 30 osób może to różnie przyjąć.
    Wyciągnął laptop z torby. Otworzył go, nacisnął wytarty już kilkoma latami używania przycisk "power". W takich chwilach był bardzo dumny z siebie. Wiedział, że gdy noc znów zapowiada się nieprzespana skutecznym antidotum jest film. Dlatego więc tuż obok łóżka ułożone miał kilkadziesiąt pozycji filmowych. Niektóre z nich oglądał po kilka razy, niektóre leżą tam od dobrych kilku miesięcy. Nie musiał długo szukać. Wiedział, że ten film tak często przez niego oglądany jest zaraz na początku kolekcji. Znów będzie ściskało go serce. Tak właśnie. Zodiakalny byk w głębi duszy jest romantykiem. I nic na to nie poradzi. To silniejsze od niego. W liceum nawet wiersze pisał. Ba, wysyłał na konkursy! Na całe szczęście Ten z Wysokości poskąpił mu talentu. Jeszcze woda sodowa uderzyłaby mu do głowy. Właśnie szczęście. A jakby kotka nazwał szczęście? Szczęściarz? To już było gdzieś w dzieciństwie. Lucky to Luke jednak angielszczenia sobie darował. Głośna praca napędu DVD wyrwała go z zamyślenia. No i znów nomen omen szczęście. Przecież za kilka chwil znów będzie oglądał Willa Smitha który właśnie będzie gonił to uczucie. Założył słuchawki i nawet nie wiedząc kiedy zasnął...

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzwonek budzika w jego smartfonie jest wyjątkowo wkurzający. Specjalnie ustawił sobie taką piosenkę by się do niej zniechęcić. Nie ma nic gorszego niż dzwonek alarmu o 5 rano! Laptop już dawno się wyłączył. Usiadł na krawędzi łóżka. Jego ciemne blond włosy były w harmonijnym nieładzie. Szybki prysznic znów je uporządkuje. Tylko jak go tu wziąć, gdy właśnie teraz toczy się walka o powrót do normalności funkcjonowania. Tylko co mu z takiej normalności? Dlaczego ten świat tak wygląda. Wyścig szczurów. Najłatwiej jest przeklnąć najtrudniej powiedzieć przepraszam moja wina. Znów jego konserwatyzm bierze górę nad całością. Znów to samo. Tego pojąć nie może. Pracownik instytucji zajmującej się sprawami funduszy europejskich najchętniej odciął by się od tego wszystkiego i wyjechał w swoje ukochane Bieszczady. Najlepiej sam. Albo i nie. Samemu to najgorzej żyć. Jak śpiewał nieżyjący już Rysiek wokalista Dżemu. Szybki powrót do funkcjonowania. Znów tak jak wieczorem gorąca woda i muzyka. Tym razem coś mocniejszego od "czwórki z Liverpoolu". Coś współczesnego. W końcu musi zacząć pracować jak ten tryb w machinie naoliwionej doskonałej skutecznej. Folwark zwierzęcy! Ale nic na to nie poradzi. Znów. Jest na straconej pozycji.
    Jak zwykle z planów nici. Miał być najnowszy album Linkink Park. Jednak przecież nie ma 6! Konflikt z mieszkańcami nie wchodzi w grę. Gorąca woda nie opuszcza go. Adele - Don't Leave Me. Jaki piękny przypadek. Albo przeznaczenie. Półgodzinna symbioza z prysznicem dała mu nowe siły. Śniadanie jak zwykle w dzień pracujący, podlanie kordyliery i kaktusów. Telefon do kieszeni, laptop do torby. Czegoś mu brakuje. Przecież co poranek ktoś tuż przy drzwiach ocierał się o jego nogi.Miał napisać smsa pod ten numer o kotka! Wyciągnął telefon, odblokował go i wpisał:

    OdpowiedzUsuń
  9. 4 rano. Od monitora jej wzrok powędrował za okno. Miała piękny widok. Wprost na wschód słońca. Projekty skończone, wszystko przygotowane. Wiedziała, że prezes na nią liczy. Nigdy go jeszcze nie zawiodła. Nikogo nie zawiodła. To ona najczęściej doświadczała uczucia zawodu.
    Dylemat - zrobić kawę czy spróbować zasnąć chociaż na dwie godzinki. Odkąd pamięta była typem skowronka. W nocy nie była w stanie normalnie funkcjonować. Ale wszystko się zmieniło. Noce stały się dla niej idealne. Idealne, by móc się zastanawiać.
    Okryła się kocem, ustawiła budzik zsynchronizowany z jej ulubioną stacja radiową. Przytuliła się do czarnego maleństwa. Przytulę się, póki jeszcze mogę - pomyślała...

    OdpowiedzUsuń
  10. Już zaczął wpisywać numer, gdy telefon rozpoczął szaleńczy danse macabre w jego dłoni. Aż podskoczył z zaskoczenia. Któż to dobija się do niego o tej porze? Numer stacjonarny i wszystko jasne. Właściciel mieszkania. Znów będzie musiał przenocować jego żony kuzyna syna czy jakoś tak. A może to był kuzyn syna żony? A może to była sama żona? Od niechcenia odebrał telefon. 5 minutowa rozmowa i wszystko jasne. Jutro o 18.30 będzie miał dzikiego lokatora. I wcale nie będzie to jego ukochany kotek. On bowiem w tym czasie znajdował się się w objęciach pewnej kobiety, która podobnie jak właściciel kota żyła ciągle z uczuciem zawodu. Czyżby ów zwierzak był takim spójnikiem, łącznikiem albo używając terminologii fabrycznej najzwyklejszym spawem dwóch obcych osób, kobiety i mężczyzny żyjących tak jak śniących - samotnie?

    OdpowiedzUsuń
  11. "My heart is broken" Evanescence wyrwało się z głośników. Od razu postawiło ją to na nogi. 6:00. Jej ulubiona godzina. Szybki prysznic. Temperatura wody letnia. Ulubiony żakiet, szpilki. Ulubione perfumy. Delikatny makijaż. Spojrzenie w lustro. Idealnie przygotowana do prezentacji. Ma nadzieję, że zdąży przedstawić swoje widzenie na sprawę dystrybucji paliw do godziny 12. Później musi pędzić do sądu. Jeszcze po drodze zaopatrzyć się w latte - waniliowe. Nigdy nie brakowało jej pewności siebie, jeśli chodzi o publiczne wystąpienia. Nieśmiałość pojawiała się, gdy kogoś musiała poznać. Gdy nagle jakiś obcy mężczyzna zaczepił ją w parku czy w sklepie. Nie wiedziała jak się zachować. A i randki w jej wykonaniu okazywały się totalną katastrofą. Jeśli udało się doprowadzić do drugiego spotkania, to o trzecim mogła już tylko marzyć. Nie wiedziała, o czym rozmawiać, co wypada powiedzieć a co należy przemilczeć. Wśród przyjaciół jednak uchodziła za duszę towarzystwa. Tryskała humorem i energią. Miała pełno pomysłów. Ale przyjaciół zostało nie wielu. Po studiach każdy poszedł w swoją stronę, zaczęło się zakładanie rodzin. Ona została w mieście, z którym bardzo się zżyła. Nie chciała wracać do rodzinnego domu. W Bieszczady? Jak można tam żyć? Jest pięknie, ale tam można tylko odpocząć. Pojechać na weekend do rodziców. Ale wrócić. Wrócić do siebie. Bo to miasto było jej domem.
    Jej maleństwo też już się obudziło. Ocierało się o jej nogi, gdy ona ostatni raz poprawiała włosy. Nalała mu mleka. Pożegnała się z nim.
    Jadąc do firmy zastanawiała się nad właścicielem kota i nad treścią ogłoszenia. "Samotność to nie jest łatwa sprawa." Ona też coś o tym wiedziała... Ciągle czekała na telefon od właściciela maleństwa. Nie miała w zwyczaju narzucać się komuś. Dzwoniła. Wysłała wiadomość. A teraz czeka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzień w pracy zaczął od kawy, a właściwie napoju mlecznego bo takim czymś jest latte macchiato. Wynikało to przede wszystkim z jego słabości do wszystkiego co włoskie wykluczając przy tym (a jakże) kilka spraw charakterystycznych dla Italii. Wystarczy tylko powiedzieć, że nie był maminsynkiem. Kochał swoją rodzinę, to logiczne, ale jak jego ulubiony kot chodził własnymi ścieżkami. Lubił podróże takie niezorganizowane. Wsiąść w pociąg, autobus i jechać przed siebie. Upodobał sobie w szczególności Lwów. Piękne miasto z ogromnym elementem polskości. Znów dusza romantyka. Latte Macchiato natomiast robił sobie sam w pracy. Pół filiżanki espresso z firmowego ekspresu wlewał powoli delikatnie strumieniowo do wysokiej szklanki wypełnionej ciepłym mlekiem. W stołówce prosił o zmiksowanie resztki mleka by otrzymaną pianą dopełnić formalności. Macchiato z automatu godziło w jego uczucia. On zawsze robił to sam. W domu w pracy. Nie chodziło o koszty. Chodziło o samą przyjemność patrzenia gdy mleko kawa i pianka tworzą cudną harmonię, trójkolorową tęczę smaków zamkniętą w szklanym opakowaniu. Zaczął pracę. Szef donosi nowe dokumenty. Ten projekt prosiłbym Cię B. zrób mi na wczoraj. Echhh. Prosi a w głosie słychać zniecierpliwienie i gniew. Znów pewnie kłótnia z żoną. Razu jednego musiał go odebrać z hotelu. Nic w tym dziwnego, ale hotel był 2 kilometry od miejsca zamieszkania szefa. Nie wierzył że nie można się dogadać. Sztuka kompromisu. Sztuka zaufania. Urody przemijają czasy się zmieniają, ale charakter zostaje. Taka inna forma kwasu deoksyrybonukleinowego zangielszczonego na popularne DNA. Stos dokumentów rósł w zatrważającym tempie. I miej tu czas na spotkania, randki, eventy - pomyślał. Przyjaciele tak jakby z tekstem Grzegorza Ciechowskiego odeszli. Gdzie oni są? Nie odeszli od niego. Pożarła ich. Studia, zagranica, praca, rodzina. On mówił tylko zdawkowe cześć w pracy. Rozmowa o polityce nudna ale trzeba. Mimo ukończenia szkoły o tych zagadnieniach nie lubił wdawać się w dyskusję. Widział jak to funkcjonuje od środka. Wie, że to tylko takie gadanie. Są inne sprawy fajniejsze do omawiania. Słuchać lubił wynikało to z tego że Liceum kończył w klasie dziennikarskiej z dwudziestoma wygadanymi kobietami i 8 kolegami, którzy ciągle słuchali. Bo to nie ładnie kobiecie przerywać. Do kobiet ogólnie miał ogromną słabość. Nie w sensie skaczący z kwiatka na kwiatek. O co to to nie. Constans. Stałość. Być z kimś na dobre i na złe. Mimo odległości mimo odmiennych poglądów na jakiś temat. Uzupełniać się. To jest możliwe. Przecież impossible is nothing! Sportem już bardziej, a dyskusja o książkach muzyce filmach pochłaniała go do reszty. To bowiem oprócz kota byli jego przyjaciele na dobre i na złe. Szef wyszedł na moment. Wziął telefon i napisał smsa do C. W sprawie kotka jeśli można ślicznie proszę o maila na adres: uwierzwsiebie@onet.pl Taki adres mailowy chociaż kojarzący się niektórym osobom z sektami, jakimiś stowarzyszeniami, reklamami był dla niego wszystkim. Wiara w siebie w swoje własne możliwości dawała mu chęci do działania. Uda się wystarczy chcieć. Maila mógł bez tłumaczenia się przerwą w pracy odpisać, odebrać. Zawsze można zwalić to na nowego beneficjenta.

    OdpowiedzUsuń
  13. -Gratuluję, Pani C. Jak to Pani robi, że zawsze wszystko wychodzi Pani perfekcyjnie?
    -Panie Prezesie, dziękuję, ale proszę nie przesadzać. Robię to co do mnie należy. Pan wybaczy, ale spieszę się do sądu. Do widzenia.
    -Do widzenia i dziękuję!
    Po co tłumaczyć prezesowi, że praca to jej jedyny pożeracz czasu. I książki. Kocha książki, ich zapach, bardziej niż szał wyprzedaży w galeriach handlowych.
    Bycie radcą prawnym i pracę w dziale prawnym firmy godziła ze sobą znakomicie. Była mistrzem w planowaniu. Więc teraz pędziła do sądu. 11:30. Wie, jak ominąć korki. Jeszcze zdąży zjeść szarlotkę z lodami i bitą śmietaną w małej kawiarence naprzeciw gmachu sądu. Szarlotka jej się należy. Lubiła tę kawiarenkę, schowaną w małej uliczce. Z mnóstwem antyków w środku. Usiadła przy okrągłym dębowym stoliku, na wiklinowym fotelu. W delikatnym flakoniku mały bukiecik z fiołków. Usłyszała sygnał wiadomości. Mam wysłać maila? Może mam wysłać kota mailem? Co mam napisać w tym mailu, skoro podstawowa informacja została zawarta w smsie? Mimo uroku "starej" kawiarenki, WiFi i tu dotarło. Otworzyła swoją skrzynkę. Lubiła swój adres mailowy. 88inspiracja88@gmail.com. Lubiła "8". Gdyby je przewrócić o 90 stopni, tworzy się znak nieskończoności. Dlatego nie oszczędzała "8". Nawet w dacie urodzenia miała dwie. I w numerze telefonu. I numer mieszkania też zawierał ósemkę. "Witam, wydaje mi się, że to u mnie znalazł się Pański kot. Pewności nie mam." Dopisać coś jeszcze? "Może ma Pan jakiś pomysł, w jaki sposób Pan przekona się, że to Pański kot? C." Wyślij. Raczej mało elokwentny ten e-mail. I mało "inspirujący". Dokończyła szarlotkę i udała się do sądu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Po "firmowym" obiedzie w sąsiednim fastfoodzie (bo szybko i miarę tanio) szybko wrócił do pracy. Stos dokumentów mimo jego pragnień cudownie się nie zmniejszył, a nawet jeśli przyjąć miarę matematyczną urósł o jakieś kilka milimetrów. Ludzie dlaczego Wy mi to robicie - pomyślał. Przecież jestem wrakiem człowieka w tej firmie - myślał dalej. Komputer pracował cicho i równomiernie. W prawy dolnym rogu ujrzał migającą ikonkę koperty. Wyłączył radio internetowe umilające (tak umilające to dobre słowo na niego męczarnie z niektórymi dokumentami) pracę nad ostatnim projektem. Dwukrotne kliknięcie przekierowało go w magiczny sposób na jego własną skrzynkę pocztową. Po wklepaniu hasła (składającego się z nazwy własnej i jego ulubionej cyfry 8) blokady prywatnej by nikt nie mógł dotrzeć do jego prywatnej korespondencji. Ogólnie rzecz biorąc miał słabość do liczby 8. Ta cyfra symbolizuje wszystko, humor człowieka charakter. Zapisuje się ją jako nieskończoność. Raz na górze raz na dole. Taki miał numer w dzienniku, taką ma cyfrę w hasłach do poczty, do portali społecznościowych do internetowego konta bankowego. Data urodzenia to dwie ósemki. Lata osiemdziesiąte jego ulubiony okres w historii świata. Osiem, ósemka. Mało jest wyrazów w języku polskim zaczynających się od "ó". Pięknie to wygląda. Jest dla niego inspiracją.
    "Witam, wydaje mi się, że to u mnie znalazł się Pański kot. Pewności nie mam. Może ma Pan jakiś pomysł, w jaki sposób Pan przekona się, że to Pański kot? C." Zreflektował się na treść swojego pierwszego maila. Przecież od czegoś musiałem zacząć. Wrodzona skromność, nieufność i w szczególności nieśmiałość powodowała taki stan rzeczy. Jednak zaraz jak wróci z pracy odpisze na tego maila. Musi chwile pomyśleć nad treścią, to logiczne. Bo co jak się okaże, że to jednak nie jego kot? Chociaż i tak w to nie wierzy. Czuje w głębi serca że tam po drugiej stronie z jego kotem jest podobnie zgubiona dusza jak jego.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wyszła z sądu z kolejnym sukcesem. Sprawa znów zakończona po jej myśli. Kwiaty od klienta. Podziękowania. No tak, jak się nie ma szczęścia w miłości... Zawsze wszystko jej wychodziło. Wszystko, oprócz związków. Zraziła się do mężczyzn. Po czteroletnim związku, trzech latach wspólnego mieszkania, w najważniejszym dniu w jej życiu zastała go z inną kobietą. W ich wspólnym łóżku. Od tego momentu już nic nie było takie jak kiedyś. Bała się mężczyzn. Dlatego pomyślała, że dobrze byłoby mieć chociaż kota. Albo rybkę. Ale kot znalazł się pierwszy. Ona była kotem. Miała swoje ścieżki. Lubiła samotność. Przyzwyczaiła się do niej. Nie miała chyba innego wyboru. To ona decydowała o tym, co w danej chwili zrobi. I nie zwracała uwagi na głosy innych. Gdyby słuchała tego, co mówią jej przyjaciele, nie dopuściłaby do takiego zawodu. Do takiego zmasakrowania jej serca. I jej duszy.
    Wsadziła kwiaty do dużego wazonu. Pamiątka po prababci. Piękne róże. Ona czasami czuję się, jak taki kwiat. Są dni, kiedy czuje się piękna. Ale brakuje jej czegoś. Brakuje jej wody. Jest różą leżącą obok flakonu z wodą. Nikt jej nie chce dać tej wody. I powoli umiera z pragnienia.
    Maleństwo się zbudziło. Chodź, znajdziemy coś do jedzenia. Sałatka grecka odstraszyła ją swoim wyglądem. Lubiła tylko świeże jedzenie. Zadzwoniła do znajomej restauracji, gdzie dobrze znała właściciela - notabene prowadziła swego czasu jego sprawę. W ramach wdzięczności zawsze mogła u niego liczyć na świeżego łososia. Właśnie na łososia miała ochotę. W oczekiwaniu na obiad nalała do lampki resztę białego wina. Wiem, że jest jeszcze wcześnie, ale nie mam już zamiaru nigdzie jechać samochodem, więc na odrobinę alkoholu mogę sobie pozwolić. Zaczęło ją zastanawiać to, że codziennie musi się skusić na lampkę tego napoju. Mogę sobie na to pozwolić, zaznaczyła to po raz kolejny.
    Czekała na wiadomość od właściciela kota. Od kogoś równie samotnego jak ona. Ciekawe, czy przypadliby sobie do gustu? Nie, to na pewno jakiś "stary kawaler", który przegapił swój czas, i teraz zostało mu jedynie towarzystwo kota. A ja? Czy ja aby właśnie nie przegapiam swojego czasu...?

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak zwykle w takich chwilach toczył walkę ze samym sobą. Jest dobrych kilka godzin do tyłu z pracą, w najbliższy weekend jedzie do domu bo jego mama ma imieniny. Anna świętuje 26 lipca, co rok więc zjeżdża się kilkunastu znajomych i odbywają się skromne uroczystości imieninowe. Tak będzie i w tym roku, do jego obowiązków jest przygotowanie sałatek. Nawet więcej obowiązkiem by tego nie nazwał. On to po prostu lubi robić. Gotowanie sprawia mu ogromną przyjemność. W kuchni czuje się jak gwiazda rocka na scenie. Mikrofon czytaj nóż jest tylko jego. Każdą potrawę ozdabia w zioła. Bazylia oregano czy zamiast soli majeranek. Ten zapach ta woń krystalicznie czystego ogrodu gdy boso można stąpać po zroszonych kamieniach w białej koszuli pośród drzew, krzewów i róż. Co do róży to zawsze uważał ją za królowe kwiatów. Przypomina mu kobietę. Taką pewną siebie, tajemniczą, niezdobytą. Tylko właściwe podejście do róży i do kobiety może dać pełnię szczęścia. Łatwo się przecież zranić o kolce kwiatu jak i człowieka. Trzy razy doświadczył tego stanu zawsze z kobietą o imieniu zaczynającym się na literę P ( o losie, o zgrozo zawsze było to to samo imię!). Każda z tych kobiet była a potem odeszła. Nagle, niespodziewanie. W pierwszych dwóch przypadkach był młody czasy gimnazjum i liceum. Ale teraz? Gdy skończył dopiero co 24 lata? Gdy zrozumiał błędy młodości? Gdy tylko może dać samego siebie i zrobić wszystko by ta druga połówka była szczęśliwa? Ogromną radość sprawia mu oddawanie krwi, wie że robi coś dobrego. Dziewczynie chce też dać siebie. Nic innego nie ma. Dzielić troski i sukcesy. Tylko i aż. W szczególności imponują mu kobiety za kierownicą dużego samochodu czy mająca odpowiedzialną pracę. Świadczy to o ogromnej sile ducha takich kobiet. Nikt nie musi prowadzić ich za rękę, są pewne siebie i swoich czynów. On też taki chciał być. Nie po to poświęcił tyle lat na naukę by po studiach miał jechać na zmywak.
    Zastanawiał się właśnie co kupić mamie na imieniny, sprawdzony podarek do spółki z siostrą najlepiej. Z zadumy wyrwała go znów migocząca ikona koperty:
    "Z wrodzonej kobiecej ciekawości sprawdzam, czy taki adres istnieje...:)

    --
    C."
    Odpisał, że istnieje i adres i właściciel kota. I ma bardzo podobny życiorys i problemy co nasz bohater...

    OdpowiedzUsuń
  17. Nagle spadło jej na głowę trochę więcej obowiązków niż zazwyczaj. A tu jeszcze 2 rocznica ślubu jej najlepszych przyjaciół. I imieniny, które miała 14. Więc podwójna okazja do świętowania. Ubrała chabrową sukienkę, doskonale podkreślającą kolor jej oczu, upięła delikatnie kasztanowe włosy. Jeszcze jakiś dodatek. Wino bierze ze sobą. Już ma wychodzić, gdy usłyszała cichutkie pomiałkiwanie. Czarne ślepka, do których miała słabość. Chcesz iść ze mną? Bądź moją osobą towarzyszącą w towarzystwie par i małżeństw.
    Wieczorem sprawdzę pocztę. Może Twój właściciel sobie o Tobie przypomni...

    OdpowiedzUsuń
  18. W napięciu oczekiwał na odpowiedź. Minuty mijały powolnie, sekundnik na firmowym zegarze zdawał się ospale wdrapywać od szóstki do dwunastki. Jego trasa wiodła jakby przez góry zmoczone letnią burzą, deszczem krótkotrwałym, ciepłym ale o olbrzymich kroplach, wielkości lustra w najpiękniejszej komnacie łańcuckiego Pałacu. Tuż przed 13.40 przyszła upragniona wiadomość. Jej treść mówiła o wieczornym kontakcie. Ucieszyła go ta wiadomość. W pewien sposób ureguluje swoją pracę, i będzie pewny, że kotek do wieczora będzie bezpieczny.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak dobrze, że wzięłam Cię ze sobą - szepnęła do uszka swojemu maleństwu. To nic, że znalazła się osoba uczulona na koty. Miała już dość słuchania opowieści o dzieciach, o przygotowaniach do ślubu. Chciałaby kiedyś móc uczestniczyć w tego typu rozmowach. Ciężko będzie mi Ciebie oddać... Ale już postanowiła, że jak tylko wróci skontaktuje się z jego właścicielem.

    OdpowiedzUsuń
  20. A może tak - przez głowę przeszła mu dość zaskakująca myśl - podarować jej w prezencie mojego kotka? Najwidoczniej nie umiem się nim opiekować, że znalazł się w jej pięknych długich ramionach. Wiadomo trzymać go nie mógł w zamknięciu to nie w jego stylu. Nie wolno ograniczać komuś działania, świat jest zbyt piękny żeby nie korzystać z jego uroków. I jeszcze zwierzak, z natury wolny a ileż razy mądrzejszy od człowieka...

    OdpowiedzUsuń
  21. Dzień zaczął od dwóch batonów i butelki coli. Taki jego prywatny zamiennik do latte macchiato. Po wczorajszej rozmowie z C. zapomniał nastawić budzika w telefonie i obudził się zbyt późno by w sklepie dostać świeże mleko. A takie właśnie używał do latte. Batony zawsze miał schowane na czarną godzinę. Ta bomba kaloryczna postawi go na nogi. Ogólnie był maniakiem słodyczy, uwielbiał wszystko co owocowe. Wiedział że to nie zdrowo dlatego oszukiwał się na przykład niesłodzeniem herbaty. Owa wczorajsza rozmowa na temat kotka z C. znów w pewien sposób wskrzesiła w jego myślach iskierkę szansy spróbowania zdobyć serce tej kobiety. Bardzo była podobna do niego względem gustu. Urodzili się nawet w tym samym roku! Sądzi również że wakacyjne wieczory spędzają identycznie. W zadumie nad własnymi czynami, własnymi myślami nad własnym życie. Ona jest na tę chwilę od niego lepsza bo ma w posiadaniu jego najlepszego przyjaciela. Czymże jest odwzajemniona miłość zwierzęcia? Te węglowe oczka, to czarne futerko te małe łapki są wszystkim. Są całym światem. Włączył na sprzęcie grającym płytę COMY. Tak potrzebne mu jest "sto tysięcy jednakowych miast". Też już się nauczył umierać w sobie. Szybko, bezszelestnie bezsilnie. Jutro będzie w jej mieście. Wstępnie zaplanowali również że zobaczy swojego kota. Staną oddaleni od siebie na równą odległość. Do tego gdzie pójdzie kot u tego zostanie. Jeśli wybierze ją da jej zabawkę kota. Jeśli wybierze jego wróci z nim do domu jak gdyby nigdy nic. Chyba że C. zaproponuje jakieś inne rozwiązanie. Kto pyta nie błądzi, więc włączył program pocztowy...

    OdpowiedzUsuń